– Sam pokrywam koszty produkcji albumów i zawsze mi się zwracają. Rynek małych labeli to raczej grupa pasjonatów, którzy traktują w dalszym ciągu fizyczne wydawnictwa jako coś żywego, namacalnego i nadzwyczajnego. Jeżeli nie wyrobimy u ludzi nawyku kolekcjonowania muzyki, to za chwilę wszyscy będziemy się pakować – jako ostatni w dyskusji wypowiada się Wojtek Krasowski, założyciel Few Quiet People.

Karol SchwarzJakub Knera: Czy jest jakiś punkt wspólny wydawnictw Few Quiet People? Czym kierujesz się przy wybieraniu wykonawców i wydawaniu albumów?

Wojtek Krasowski: Punktem wspólnym wszystkich wydawnictw, jakie się ukazały w Few Quiet People, jest ich delikatność i nostalgia. Jakiś pierwiastek w każdym z tych albumów sprawia, że można rozpoznać klimat wydawnictw FQP. Nie wiem czy zauważasz także ten fakt, że dotychczas w FQP pojawiali się wyłącznie debiutanci. Dla mnie, jako wydawcy, bardzo ważna jest unikalność i oryginalość wydawnictwa.

Co było ideą powstania tego labelu? Grupa przyjaciół, która chce wydawać muzykę? Teraz prowadzisz FQP w pojedynkę. Planujesz zmiany?

Few Quiet People początkowo miało być serwisem muzycznym – na taki pomysł wpadłem w 2007 roku. Z każdym kolejnym dniem dojrzewałem do decyzji, że serwis to jednak za mało. W międzyczasie pracowałem nad festiwalem Plateaux, który poszerzał moje zainteresowania i dawał podgląd na ten specyficzny rynek. Ideą było przede wszystkim promowanie młodych artystów z kręgów muzyki eksperymentalnej. Odkąd prowadzę FQP sam, w idei nic się nie zmieniło, zmieniły się niejako rewiry muzyczne, w których teraz poszukuję artystów. Ambient mi się przejadł.

Na początku FQP przez długi czas koncentrowało się a wydawaniu albumów w formie cyfrowej. Czy to ma sens? Jakie są tego wady i zalety? Czy płyty „cyfrowej” nie deprecjonuje się trochę w porównaniu do cd, winyla albo kasety?

Oczywiście, że ma sens. Będę bronił netlabeli, które są niekiedy ciekawsze od niejednej fizycznej wytwórni. Ale prowadzenie netlabela jest uciążliwe, bo jak świetny by to nie był album cyfrowy, to i tak przegra z totalnym shitem w formie fizycznej.

W ubiegłym roku ukazała się składanka FQP „Scary Playgrounds”, na której znaleźli się twórcy bardziej lub mniej związani z wydawnictwem. Skąd pomysł na takie posunięcie – próba animowania lokalnej sceny czy otwarcie na większą ilość muzycznych gatunków? 

I jedno i drugie. „Scary Playgrounds“ traktuję jak kolejny album z serii składanek, które Few Quiet People wydaje co roku. Nawet jeśli pojawili się na nim artyści nie do końca związani z FQP, to na pewno są związani z moją osobą. Animowaniem lokalnej sceny zajmuje się LDZ Music Festival, którego z Filipem Kalinowskim i ekipą z Bajkonura jesteśmy sternikami. W Few Quiet People mam trochę inną misję, staram się zaszczepić w ludziach przyjemność słuchania muzyki.

Ostatnio wydałeś Starą Rzekę na kasecie. Czy to nowy kierunek w FQP i chcesz stawiać na nośniki analogowe?

Kasety w FQP to nie nowość. Już „Promo Sampler 2011“ ukazał się na kilku kasetach, potem ten patent powtórzyliśmy przy okazji premiery albumu Keel Keathley, więc użycie słów „nowy kierunek” jest tu nie na miejscu. Faktem natomiast jest, że obecny rok będzie stał pod kątem kaset, nie ze względu na jakąś modę, którą sobie wkręcili dziennikarze, ale z prostej przyczyny – mniejszych kosztów. Oczywiście to nie koniec wydawania na CD – na tym nośniku oraz na kasecie pod koniec roku w FQP ukaże się album Tropajna czyli Pawła Kulczyńskiego.

Jak finansujesz wydawanie płyty? Z własnej kieszeni, pieniędzy podatników czy artyści sami opłacają sobie to co chcą wydać?

Nigdy nie prosiłem o pomoc finansową artystów, a tym bardziej podatników. Zawsze sam pokrywam koszty produkcji i zawsze mi się one zwracają, więc nie mam powodów do narzekań i nie widzę w tym problemu. Nie są to bajońskie sumy.

Co powinien zrobić młody zespół, żeby wydać płytę? Działać na własną rękę, uderzać do dużego/małego wydawnictwa?

Zależy co tak naprawdę chce osiągnać…

Czy sądzisz, że Few Quiet people ma rację bytu na współczesnym rynku? A może fakt, że to wydawnictwo cyfrowe, ponosisz mniejsze ryzyko niż przy wydawaniu fizycznych nośników?

Nie wiem, co rozumiesz poprzez pojęcie „rację bytu na współczesnym rynku”. Nie oszukujmy się, ale tego rynku tak naprawdę nie ma. To raczej grupa pasjonatów, którzy traktują w dalszym ciągu fizyczne wydawnictwa jako coś żywego, namacalnego i nadzwyczajnego. Zwróć uwagę, że większość małych wytwórni przygotowuje nakłady 50-100 kaset czy cdr’ów, które niejednokrotnie rozchodzą się wyłącznie w gronie znajomych. Niedawno na jednym z blogów byłem świadkiem ciekawej dyskusji, dotyczącej tego kto komu podkrada linki do płyt, wrzuca je na swojego blogi i dumnie obwieszcza światu, że oto na moment przed premierą ma ten album. To żenujące. Zdałem sobie sprawę, że jeżeli nie wyrobimy u ludzi nawyku kolekcjonowania muzyki, to za chwilę wszyscy będziemy się pakować i wracać do kwestii wytwórni jako netlabela.

Które wydawnictwo z katalogu Few Quiet People było najbardziej opłacalne, a które przyniosło Ci największy „rozgłos”?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo było kilka takich płyt. Na pewno debiut wytwórni czyli „Promo Sampler 09“, który obiegł wiele serwisów, przeważnie zagranicznych. Spore zamieszanie wywołał także album duetu „Wesołowski+Kaliski“, który wyprzedał się bardzo szybko. Ta sama sytuacja miała miejsce z albumem Roberta Piernikowskiego „Się Żegnaj“. Wersja CD jest już dawno wyprzedana, kasety także się kończą. Może to mój największy błąd, że wydając muzykę, nie patrzę na nią pod kątem „opłacalności”“ ale tego, że chcę ją wydać i jeszcze nigdy się na tym nie zawiodłem.

——————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————

Wypowiedź założyciela Few Quiet People, Wojtka Krasowskiego to ostatni głos w cyklu „Jak wydawać muzykę?”, w którym doświadczeniami i poglądami wymieniają się przedstawiciele polskich niezależnych labeli. Opowiadają jak rozpoczęła się ich działalność, czy ma ona rację bytu, a także jak w ogóle funkcjonują. W dyskusji udział biorą przedstawiciele Bocian Records, Nasiono, Thin Man, Few Quiet People, Oficyna Biedota i Mik Musik.

Dotychczasowe głosy w dyskusji: