Puchowski opowiada w wywiadach że teoretycznie gra bluesa, a praktycznie folk. Trzeba rozróżnić te dwa pojęcia i ich przywiązanie do gatunkowej i skojarzeniowej bazy słów. Folk moim zdaniem należy rozumieć tu bardziej jako folklor, lokalność, nawiązanie do tego co dzieje się tu i teraz. Nie w skali globu, państwa a nawet miasta, ale dzielnicy, ulicy i ludzi, którzy żyją dookoła, codziennych spraw. Mniejsze znaczenie ma instrumentarium i konkretna stylistyka. Puchowski mocnymi pociągnięciami gitary, grubym głosem i utrzymanymi w bluesowej (a jednak) estetyce nagraniami, świetnie opowiada o tym co dzieje się dookoła niego. Trochę z niego taki lokalny grajek, który zaśpiewa i o fryzjerze i o wypoczynkowym kurorcie. Raz robi to po polsku, kiedy indziej w bardziej uniwersalnym języku. Potrafi rozwijać swoje utwory w kierunku delikatnych akustycznych melodii jak słodka i przejmująca „Lena Lena” albo grać zwarcie, chrypliwie i dosadnie jak „Big Bad Brother”. Kompozycje wzbogaca bogatym instrumentarium i zaaranżowaniem utworów. Wchodzi na obszary bluegrass, country, zachowując swobodę i mówiąc własnym, może trochę staroświeckim jak na dzisiejsze czasy, ale bardzo wciągającym i interesującym językiem. Folkowy klimat podbija jego gitara DOBRO, która muzyce dodaje specyficznego charakteru, ujmująco podkreślając jego przyjemnie brzmiące kompozycje. Muzyki tworzonej w taki sposób i tekstów o tej tematyce raczej się dzisiaj nie tworzy, dlatego album Puchowskiego właśnie się wyróżnia – bo mówi o pozornie rzeczach banalnych, ale potrafi swoje historie tworzyć w taki sposób, że słucha się ich z wypiekami na twarzy.

[Jakub Knera]