Tomek Lipnicki ma już w historii polskiej muzyki zapewnione miejsce. Najpierw z She i Illusion, teraz z Lipali. Koncert tej drugiej kapeli było mi dane widzieć rok temu w Gdańsku i muszę przyznać, że Lipa, mimo że grał przede wszystkim stare i znane utwory, był z zespołem w dobrej formie. Ale wróćmy do teraźniejszości i jego aktualnego projektu, Lipali, z którym nieustannie koncertuje i wydaje płyty.

O tym, że trio nie chce stać w miejscu, można było przekonać się słuchając ubiegłorocznego albumu „Akustyk Live” nagranego bez prądu w warszawskim klubie Palladium. Teraz Lipali wraca z piątą już studyjną płytą, „3850” i od samego początku zaświadcza, że stara gwardia nie rdzewieje. Potężne uderzenie w „Pamiątkach z masakry” pokazuje, że zespół trzyma się obranego przez siebie kierunku, diametralnie stylistyki nie zmieniając, za to stawiając na silne uderzenie, hard rockowe granie, gęsto brzmiące gitarowe riffy i dobitny przekaz. Czasem wpina w rockowe instrumentarium brzmienie dęciaków, dodaje w tle elektronikę albo urozmaica melodie wykorzystując banjo.

Lipnicki, mimo że w wiek dojrzały wkroczył już dawno, nie oswoił się ze światem, z papką w mediach, ludzką obojętnością i ogłupieniem społeczeństwa, czym wciąż dzieli się w swoich tekstach. W kilku miejscach przekaz formułuje w bardziej balladowy sposób, ale wielokrotnie mówi wprost, nie szczędząc słów, w wielu przypadkach utrzymując struktury utworów w kanwach rockowych, a kiedy indziej pop-rockowych piosenek o prostych strukturach zwrotka-refren-zwrotka. Ciężko szukać tu innowacji, ale widać że Lipali potrafią stąpać obraną ścieżką i konsekwentnie realizować swoją muzykę, wgryzającą się i przyciągającą uwagę, dobrze łącząc warstwę muzyczną z zaangażowanymi społecznie tekstami.

Wideo do utworu „Pamiątki z masakry”:
http://www.youtube.com/watch?v=DIfwJMs5plo

[Jakub Knera]