Objęcie w całości muzyki, która w Trójmieście się ukazała albo zespołów, które tutaj grały, jest wręcz nie możliwe. Ale cieszy fakt, że coraz częściej muzyczni zapaleńcy spoglądają wstecz, żeby przedstawić dorobek trójmiejskiej sceny sprzed kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. Przed czterema laty ukazała się książka „Motława Beat” Romana Stinzinga i Andrzeja Ichy, przed kilkoma tygodniami światło dzienne ujrzała publikacja „Chłepcąc ciekły hel. Histøria yassu” Sebastiana Reraka, a jesienią Requiem Records w planach wydawniczych ma album „Wolność” zespołu Pancerne Rowery, który grał przed 30 laty, a nigdy pełnowymiarowej płyty nie wydał.

Te wydawnictwa to gratka, ponieważ są autorstwa formacji, które już nie istnieją. Teraz, w formie pisanej lub muzycznej można zetknąć się z tymi, którzy niegdyś tworzyli i grali w Trójmieście. Dlatego cykl „Swingujące Trójmiasto” wydawnictwa Soliton, świetnie wpisuje się w ten trend, odkrywając kolejny obszar mapy lokalnej muzyki, ukazując jej różnorodność i barwną historię.

Nazwa serii jest oczywiście sporym uproszczeniem, ponieważ nie mamy do czynienia z muzyką swingową. Dostajemy raczej przekrój różnych odmian muzyki jazzowej, od tej bardziej zwartej, klasycznej wręcz, po odjechane, czasem mocno improwizowane kompozycje. Oczywiście słuchając tego materiału, uwypukla się różnica poszczególnych twórców i – jak banalnie by to nie zabrzmiało – każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jest miejsce na świetnie zaaranżowane standardy jazzowe i przeboje muzyki jazzowej w wykonaniu zespołu Baszta, ale także na ich własne kompozycje, zarówno w wersji studyjnej jak i koncertowej. Tu swoje umiejętności rozwijał chociażby Leszek Dranicki, a grupa koncertowała w wielu krajach Europy, nie zapominając o lokalnym Żaku, w którym ta orkiestra regularnie występowała, więc takie wydawnictwo jest świetnym podsumowaniem ich działalności. Bardziej swingowa Rama 111 ukazuje flirt jazzu z rockiem czy próby wchodzenia na pole muzyki swingowej, bardzo tanecznej i żywiołowej. Widać jak w tym obok Czerwonych Gitar, i Niebiesko-Czarnych najbardziej rozpoznawalnym składzie z regionu, swoje pierwsze kroki stawiał nestor trójmiejskiej muzyki jazzowej, Przemek Dyakowski. Poza swoimi kompozycjami, grupa odważnie interpretowała takie dzieła jak „Bogurodzica” czy „Zegarmistrz Światła”, jakże nie pasujące do jazzowej stylistyki, a jak świetnie przez nią wykonane.

Frapująco słucha się nagrań zespołu Flamingo, grającego jazz najbardziej tradycyjny, ale niezwykle spójny, rozbudowany, wielowątkowy i ze wszech miar ujmujący. Materiał ma wydźwięk trochę archaiczniy, słychać że powstał kilka dekad temu, ale zarówno z tego względu jak i powodu niebywałego brzmienia, zyskuje fantastyczny posmak i klimat. Najbardziej podoba mi się Antykwintet – najbardziej radykalni w swoim podejściu do jazzu. Z jednej strony z powodu licznych improwizacji, nieszablonowych kompozycji, rozciągających się nawet do kilkunastu minut, ale przede wszystkim z racji nowatorskiego jak na tamte czasy brzmienia, którego nie powstydziłyby się współczesne zespoły jazzowe i nujazzowe.

„Swingujące Trójmiasto” jest strzałem w dziesiątkę także dlatego, że na warsztat bierze zespoły, które nie doczekały się jeszcze własnego, długogrającego wydawnictwa. Dzisiaj to rzecz niebywała, ale niegdyś nagranie płyty nie było tak łatwe, stąd mimo że powyższe składy regularnie koncertowały i zdobywały nagrody, nie zawsze dokumentowały swoją twórczość.

Chociaż nie są to „moje” zespoły, ponieważ nie słuchałem ich i nie były istotnym elementem mojej edukacji muzycznej, a znałem kilka z nich zaledwie z nazw, słuchając ich, stają się mi bardzo bliskie. Zarówno ze względu na swoją różnorodność jak i ponadczasowość – ta muzyka doskonale broni się w obecnych czasach, inspiruje i zachęca do głębszych poszukiwań w historii trójmiejskiej muzyki. Marcin Jacobson wykonał kawał porządnej roboty, zbierając archiwalne nagrania, szczegółowo je opisując i dokumentując, a w końcu doprowadzając do ich wydania. Muzyka tych formacji warta jest tego, aby ujrzała światło dzienne i cieszę się, że doczekaliśmy się składanki „Swingujące Trójmiasto”. Jednocześnie czekam na więcej nagrań i wydawnictw, a także szperania w lokalnej historii muzyki, bowiem ukazuje ona masę skarbów.

 [Jakub Knera]