Pochodzący z Rumii kwintet Rum na nowo przetwarza możliwości muzyki folkowej, zaprzęgając na jej potrzeby narzędzia metalu. „Birbant” to rzecz ze wszech miar ciężka, oparta w dużej mierze na gitarowych riffach i wokalu bliskim metalowemu growlingu, ale czerpiąca w dużym stopniu z tradycyjnych folkowych instrumentów takich jak lira korbowa, akordeon, mandola czy flet. Dzięki specyficznej rytmice, słuchając tej płyty nie ciężko odnieść wrażenie, że Rum próbuje nawiązać do polskiej muzyki tradycyjnej, zaaranżowanej na współczesną metalową modłę, dodającej jej ciężaru, wyrazistości, ale też przebojowości. Do tego zespół dodaje knajpianą tematykę tekstów, obracających się wokół picia alkoholu, pijaństwa i tego jak z niego wybrnąć (lub nie!). Przez to więc przekaz formacji nabiera na wskroś współczesnego wymiaru, bo przecież równie dobrze jego odbiorcami mogli by być uczestnicy weekendowych melanży i studenci na juwenaliach. Nie jestem przekonany czy słuchacze, którzy lubują się w muzyce zespołów pokroju Kapeli Ze Wsi Warszawa upodobaliby sobie Rum – dla nich może być zbyt siermiężny, a może i zbyt prostacki. Z kolei dla fanów metalu może być za to zbyt lekki (ale im prędzej przypadnie do gustu). Dlatego ta muzyka idealnie odnajduje się pośrodku, na biesiadne i metalowe pogo. I chociaż mnie do końca taka estetyka, bliska temu co robi Żywiołak, nie całkiem przekonuje i porywa, to Rum ma na siebie dobry pomysł.

Przeczytaj wywiad z zespołem: „Ludzie mieli pijackie przygody od zawsze”

[Jakub Knera]