Manslaughter to muzyka rodem z piekieł, metal najbardziej agresywny i ekstremalny z obłędną rytmiką. Słowem: zespół nie bierze jeńców. Poza pierwszym, dość kiczowatym według mnie intro, mamy do czynienia z łączeniem wpływów black i deathmetalowych w bardzo dobrym stylu. Zespół nie tylko nie brnie w te gatunki na oślep, ale umiejętnie bawi się charakterystycznymi dla nich elementami. Growling w stylu Cradle of Filth, łączy się z intensywną power metalową, podwójną stopą perkusji. Środkową warstwę tworzą nakładające się na siebie partie gitar, które dopasowane do połamanej i szalonej rytmiki, zapełniają całą przestrzeń utworów, uzupełnianą czasem przez trochę patetyczne tła w drugim planie. Przyznaję – death i black metalowa stylistyka do mnie nie przemawia i za bardzo męczy, ale Manslaughter tworzy muzykę zwięzłą, brzmiącą bardzo dobrze, a także sprawnie wprowadzającą metalowe patenty, wykorzystywane w tworzeniu kompozycji. A widząc, że coraz lepiej radzą sobie za granicą na koncertach, trzymam kciuki aby dzięki temu albumowi jeszcze bardziej udało się im poszerzać działalność.

[Jakub Knera]