Dochodziło u nas do sytuacji, kiedy zespół decydował się zagrać u nas za bramkę i wyszedł na tym znacznie lepiej, niż gdyby dostał proponowaną wcześniej stawkę. Najważniejsza jest jednak uczciwość i zgoda na przejrzysty układ, który pozwala funkcjonować zarówno muzykom jak i miejscom, dzięki którym ci muzycy mogą się rozwijać i promować – kolejny w dyskusji „Jak organizować koncerty?” wypowiada się Michał Borkiewicz z warszawskiego klubu Powiększenie.

Michał Borkiewicz z warszawskiego klubu Powiększenie

Nie znam jednej recepty na organizowanie klubowych koncertów. Moim zdaniem pierwsze pytanie, które organizator powinien sobie zadać to, dlaczego to robi. Z odpowiedzi na to pytanie powinien wynikać dobór repertuaru, a co za tym idzie założeń finansowych. Im bardziej ambitny program koncertowy, tym większe koszty i z tego powinni sobie zdawać sprawę zarówno organizatorzy koncertów, właściciele klubów jak i muzycy. Zaoszczędziłoby to dużo niepotrzebnego stresu, pretensji i w efekcie frustracji.

W ciągu kilku lat działalności udało mi się zorganizować około 500 koncertów i do zdecydowanej większości z pełną świadomością dopłaciłem. Mam jednak ten luksus, że organizuję koncerty w swoim klubie i razem ze wspólnikami staramy się znaleźć równowagę zarabiając na niektórych wydarzeniach (głównie imprezach weekendowych), a do innych dokładając. Musimy jednak naprawdę uważać, żeby z tym dokładaniem nie przesadzić. Sama gaża artystów to tylko część kosztów. Do tego trzeba doliczyć koszty pracowników, catering, noclegi, backline, nie wspominając już o utrzymaniu lokalu, sprzętu itd. Nic dziwnego, że jest tak mało miejsc utrzymujących ambitny program koncertowy, prezentujący projekty mało lub prawie w ogóle niepopularne. Przy takim profilu po prostu bardzo ciężko się utrzymać. Z tego tez wynika niechęć do podejmowania ryzyka i gwarantowania stawek za koncert .

Zdziwiła mnie bardzo wypowiedź właściciela sopockiego SPATiF-u odnośnie grania za tzw. bramkę, czyli 100% wpływu z biletów. Jeśli organizator koncertów twierdzi, że granie za bramkę jest równoznaczne z graniem za darmo to znaczy, że zakłada tylko sytuację, w której nie ma żadnej promocji ani za strony klubu ani menadżera zespołu i na koncert nikt nie przychodzi. Takie sytuacje raczej nie interesują żadnej ze stron. Zdarzają się niestety, ale można ich uniknąć współpracując z odpowiednimi ludźmi. Myślę, że kluczem do sukcesu jest tu elementarna uczciwość, wzajemne zaufanie i minimum świadomości wykraczającej poza rachunek własnych zysków i strat. Dotyczy to oczywiście zarówno organizatorów jak i muzyków. Zdarzało się, że zespół, który zdecydował się zagrać u nas za bramkę, wyszedł na tym znacznie lepiej niż gdyby dostał proponowana wcześniej stawkę. Bywało i tak, że mimo dobrej promocji przychodziło bardzo mało ludzi, ale nikt nie miał do nikogo pretensji.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem umawiania się na stawki gwarantowane, pokrywające koszty transportu, noclegu i wyżywienia. To są podstawy i dają zespołom niezbędny komfort, ale muszą to być stawki realistyczne. Jeszcze raz jednak chciałbym podkreślić, że najważniejsza jest uczciwość tym wszystkim uczciwość i zgoda na pewien przejrzysty układ, który pozwala funkcjonować zarówno muzykom jak i miejscom, dzięki którym ci muzycy mogą się rozwijać i promować.

Bardzo ciekawe są nasze doświadczenia ze współpracy z czołówką światowe awangardy muzycznej, która bardzo chętnie gra w Polsce i docenia nie tylko naszą publikę, ale też starania organizatorów i ich gościnność. W USA zagranie freejazzowego czy noise’owego koncertu w klubie za stawkę to raczej abstrakcja. Dobrze jest, jeśli nie trzeba płacić za nagłośnienie w klubie. W tych samych Stanach, co roku powstają dziesiątki, jeśli nie setki fantastycznych projektów i nagrań. I nie są to projekty leżące w polu zainteresowań jakichkolwiek komercyjnych sponsorów. Jeden z najlepszych i najoryginalniejszych muzyków z Chicago, jakich znam jest dostawcą pizzy i nie widzi w tym nic specjalnie wstydliwego. Nie chciałbym, żeby w Polscy było tak jak w Stanach, ale myślę trochę brakuje u nas świadomości, że naprawdę nie jest źle i że decydując się na twórczość bezkompromisową i z założenia niekomercyjną nie można zakładać, że będzie łatwo się z niej utrzymać ani w Polsce ani gdzie indziej.

Pozyskiwanie dodatkowych środków na działalność kulturalną, w postaci dotacji czy sponsoringu jest tematem trudnym i pełnym mitów. Ogólnie rzecz biorąc im projekt ma większy potencjał, żeby, przyciągnąć dużą publiczność tym łatwiej zdobyć na niego dodatkowe środki od komercyjnych sponsorów. Niestety w przypadku dotacji na działania kulturalne jest trochę podobnie i prym widzie tzw. polityka festiwalowa. Najłatwiej przebić się z dużymi „spektakularnymi” projektami, niekoniecznie wartościowymi i nowatorskimi. Bardzo trudno dostać wsparcie na koncerty w małym klubie, jeśli nie są one częścią jakiegoś festiwalu a do tego ich repertuar ma większe ambicje niż odgrywanie „Chopina na jazzowo”. Zdobywanie środków łatwe nie jest, ale czasem się udaje i warto się o nie starać. W Powiększeniu udaje się je zdobyć na jeden lub dwa małe projekty w roku, co pozwala zrealizować rzeczy, o których nawet przy dobrej woli artystów i inwestycji ze strony klubu, można by zapomnieć.

[Michał Borkiewicz]
Fot. Zofia Borysiewicz (zoskajanina.blogspot.com]

—————————————————————————————————————————————————————————————————————————————

Czy normą jest ustalanie określonej stawki honorarium dla zespołu przed koncertem? Jak wygląda promocja koncertów w Trójmieście i współpraca ze sponsorami? W dziale „Odbicia” miała miejsce dyskusja, w której wypowiedzieli się właściciele klubów, animatorzy i przedstawiciele instytucji publicznych z Trójmiasta a także spoza tej metropolii.

[Fotografia u góry: Jan Ensztein]