Dwie godziny rzadko kiedy mijają na koncercie niepostrzeżenie. Chyba że na scenie gra Vijay Iyer Trio.

Warto było na ten koncert czekać tak długo. Mimo, że Amerykanin ze swoim zespołem zawitał do Polski dopiero rok po premierze „Accelerando”, jego koncert, podobnie jak dwa poprzednie w tym miejscu, był niezapomnianym przeżyciem. Niesamowita jest swoboda, z jaką całe trio wspólnie grało podczas występu – nie pozwalali sobie na improwizację i szaleństwa, jedynie czasem każdy z muzyków tworzył oszczędne solówki, w obrębie granych utworów. Ale ten zespół to przede wszystkim dobrze naoliwiona maszyna – grająca sprawnie, z werwą, porozumiewająca się intuicyjnie w każdym detalu.

Bardziej surowe i szybsze niż na płycie „The Star of Story” z hałaśliwą perkusją Marcusa Gilmore’a (który ma zaledwie 26 lat!), nastrojowy „Little Pocket Size Demons” czy świetnie wyłaniający się niemal z ciszy „Optimism” który zakończył koncert. Do tego rewelacyjnie odegrany „The Human Nature” Jacksona czy fantastyczny, przypominający niemalże Brant Brauer Frick cover „Hood”, pochodzącego z Detroit jednego z pionierów techno, Roberta Hooda. To kilka utworów, które najbardziej utkwiły mi w pamięci, a które świetnie pokazały, jak lekko Vijay Iyer Trio porusza się po tych wszystkich kompozycjach i stylistykach; grają bardzo sprawnie, ujawniając swoją muzyczną erudycję. Niezależnie czy muzycy wykonywali utwory swoje czy cudze – chociaż te drugie nie brzmiały jako covery, ale jako kompozycje opowiadane własnym językiem, w pełni ekspresyjne i wymowne. Dobitnie zaświadczył o tym wykonany na bis „Big Brother” Stevie Wondera „Big Brother” – świeży, pomysłowy i bardzo frapujący, pokazujący geniusz zespołu. Rewelacyjne wydarzenie.

Vijay Iyer Trio, Klub Żak, Gdańsk, 10.02.13.

[Jakub Knera]