Otwarcie, rozkręcenie i sprofilowanie klubu koncertowego to mnóstwo pracy, czasu i pieniędzy. Gdyby nie działania osób, które podjęły ryzyko, często zaciągnęły kredyty aby stworzyć prywatne domy kultury, oferta koncertowa w naszym kraju byłaby o wiele bardziej uboga – zabiera głos Igor Nikiforow, manager artystyczny warszawskiej Cafe Kulturalna. Po ubiegłotygodniowej dyskusji, która spotkała się z ogromnym odzewem w całym kraju, na Nowe idzie od morza wypowiadają się animatorzy i organizatorzy spoza Trójmiasta.

Igor Nikiforow. manager artystyczny z warszawskiej Cafe Kulturalna

Łatwo stracić entuzjazm czytając zarówno wypowiedzi artystów, jak i naszej wspólnej publiki na temat sytuacji na polskich scenach klubowych. Cafe Kulturalna działa w Warszawie już ponad dziesięć lat, ja pracuję tam ponad trzy i wcale nie mam poczucia, że jest coraz gorzej. Przypominać jak było jeszcze kilka lat temu nie trzeba, a jednak narzekań na kluby, promocję oraz warunki akustyczne i finansowe jest coraz więcej.

Otwarcie, rozkręcenie i sprofilowanie klubu koncertowego to mnóstwo pracy, czasu i pieniędzy. Mam poczucie, że większość z nas działa ponad stan. Nie kształcimy w Polsce kaowców, promotorów czy managerów zespołów, zwłaszcza tych którzy zajmują się sceną niezależną. A jednak nasze działania są coraz lepsze i jest nas coraz więcej. Zdaje sobie sprawę, że są w Polsce miejsca w których młynek do kawy jest głośniejszy od koncertu, a ostatni plakat zawisł w latach dziewięćdziesiątych, ale sądzę że niedługo znikną.

Na temat tego jak powinny wyglądać działania i jakie są obowiązki uczciwego klubu wypowiedziało się już wiele osób. To że artyście należy się gwarantowana stawka, nocleg i wyżywienie nie podlega dyskusji. Nikt nie wspomina jednak o poziomie managementu zespołów w Polsce – zazwyczaj jest na naprawdę niskim poziomie. To czy koncert się uda, nie jest jedynie wypadkową działań klubu. Nie mam poczucia, że ci najbardziej niezadowoleni dbają o publiczność bardziej niż organizatorzy. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie w swoich smarfonach szukają konkretnych wydarzeń – jeśli artyści nie mają żadnego kontaktu z publicznością, niech nie oczekują, że na ich koncert przyjdzie 1000 osób.

Frustrujące są narzekania na poziom promocji, podczas gdy dochodzi do sytuacji, w których dostajemy materiały prasowe – podstawowe źródło promocji – z masą błędów. Zdarzyło się nawet, że w nazwie własnego zespołu. Artyści robią muzykę, a często nie mają pomysłu, dla kogo, gdzie i ile koncertów grać, żeby nie zjadać własnego ogona. Narzekają na plakaty, a podsyłają do promowania koncertu marnej jakości zdjęcia. Jednocześnie od managerów w klubach oczekują żeby na ich występy przychodziły setki osób, a honoraria wynosiły po kilka tysięcy złotych.

Wydaje mi się oczywiste, że muzyka niezależna nie jest miejscem na zarabianie wielkich pieniędzy. W Kulturalnej wielokrotnie zdarzało się nam dokładać do koncertów, nawet po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Łatwo wysnuć wniosek, że nie jesteśmy najlepszymi biznesmenami. Oczywiście można iść do partnera alkoholowego po pieniądze w zamian za logo, roll-upy i dwie hostessy ale dopóki nie musimy, to tego nie robimy. Nie chcę, żeby ktoś opierał promocje swoich produktów na naszej pracy i pasji. Wszelkie próby zmiany tego podejścia kończyły się mało owocnie.

Rynek się zmienia, utargi, konsumpcja jedzenia i alkoholu też. Widzowie narzekają na warunki, a coraz mniej chętnie płacą za koncerty. Porównują Warszawę do Berlina, Barcelony i Nowego Jorku. Miałem okazję gościć w kilku z wymienionych miast i tylko u nas widzę, jak wiele osób targuje się na wejściu o 5 złotych. W tych miastach wejścia do najmniejszych klubów, na najmniejsze koncerty nie schodzą poniżej 5-10 euro. Sami artyści dostają za nie sporo mniej niż w Polsce, muszą wręcz często płacić za akustyka i ochronę.

Darmowe imprezy w letnich klubach podczas wakacji także szybko uczą ludzi że kultura jest darmowa. Sam z nich korzystam i z euforią obserwuję, jak kwitnie nasze miasto, ale niestety później, jesienią przez 2-3 miesiące obrażoną publiczność Warszawy trzeba przyzwyczajać, żeby zaczęła znów płacić za bilet. Obserwuję sytuacje z obu stron, bo sam jestem muzykiem i gram koncerty. Uważam, że da się w tym kraju z tego żyć, tylko trzeba mieć pomysł i ciężko pracować, jak w każdym zawodzie. Jest coraz więcej klubów z dobrym kalendarium, wzrasta liczba festiwali.

W Cafe Kulturalna w ostatnim czasie mamy bardzo dobrą frekwencję, mimo ogromnej konkurencji. Choć jesteśmy już staruszkami cały czas się rozwijamy. Działamy przez media społecznościowe, inwestujemy w grafikę i sprzęt, kiedy tylko się da. Myślimy nad sponsorami, ale póki to co robimy działa, a nasze zyski starczają na czynsz i wypłaty, nie korzystamy z ich wsparcia. Choć może ciężko w to uwierzyć, najwięcej zarabiamy, kiedy nie dzieje się u nas nic. Nasze koncerty bilansują się z dochodami z kuchni – ludzie przychodzą tu i nigdy nie jest pusto. Jednocześnie robimy wszystko, żeby trzymać poziom – wiem że takich miejsc w Polsce jest coraz więcej.

Gdyby nie działania osób, które podjęły ryzyko i często zaciągnęły kredyty aby stworzyć prywatne domy kultury, oferta koncertowa w naszym kraju byłaby o wiele bardziej uboga. Pozwólmy żyć małym, średnim i dużym. Wszyscy jesteśmy sobie potrzebni. Grając w małym klubie za adekwatną gażę, nawet na średniej jakości sprzęcie, dajemy szansę rozwinąć się kolejnej scenie na kulturalnej mapie Polski, która z czasem będzie mogła pozwolić sobie na lepsze nagłośnienie i stawki.

[Igor Nikiforow]

—————————————————————————————————————————————————————————————————————————————

Czy normą jest ustalanie określonej stawki honorarium dla zespołu przed koncertem? Jak wygląda promocja koncertów w Trójmieście i współpraca ze sponsorami? W dziale „Odbicia” miała miejsce dyskusja, w której wypowiedzieli się właściciele klubów, animatorzy i przedstawiciele instytucji publicznych z Trójmiasta a także spoza tej metropolii.

[Fotografia u góry: Jan Ensztein]