Bastarda na Nigunim zachowuje sakralny charakter nigunów z charakterystyczną dla siebie swadą grając dostojnie i poważnie. Najważniejsze jednak, że emocjonalny ładunek tej ponadczasowej muzyki pokazują w sposób, którego nie da się już pomylić z kim innym. 

>> Read in English <<

Spotkanie muzyków z innych środowisk, ale o wspólnych punktach, pod szyldem Bastarda od razu zaowocowało unikalnym językiem, który zespół rozwija z płyty na płytę. Już na wydanym w 2017 roku Promitat eterno ze średniowiecznymi kompozycjami Piotra Wilhelma z Grudziądza trio przyciągało miarowym tempem, podyktowanym przez brzmienie kontrabasowego klarnetu Michała Górczyńskiego, dostojnymi wiolonczelowymi pociągnięciami Tomasza Pokrzywińskiego i snującymi się, lirycznymi motywami Pawła Szamburskiego na klarnecie. Była w tym moc, świeżość i współczesne spojrzenie na kompozycje sprzed kilku wieków. Ale też ciężar, nastrojowy i brzmieniowy, stawiający na pierwszym planie barwy i unikalny rytm instrumentów. Bardzo dostojny, powolny, chciałoby się powiedzieć wycedzony. Wydawałoby się, że było to spotkanie jednorazowe – patrząc na zabieganą muzyczną codzienność każdego z muzyków z osobna – ale w ubiegłym roku zespół zaskoczył na Ars Moriendi brawurowymi interpretacjami funeralnych pieśni. Bastarda medytacje i polifonie zagrała z w charakternym dla siebie podniosłym nastroju, ciężko i wolno, wpuszczając między muzykę ciszę. Jak się okazało, zyskało to uniwersalny wydźwięk niezależnie od szerokości geograficznej – jej winylową, limitowaną edycję wydał osobliwy label Time Released Sound, dzięki czemu dostrzeżono ich w wielu miejscach na świecie.

Nigunin znów czerpie z muzyki wyciągniętej z przeszłości, jednocześnie naznaczonej silnie tożsamością, ale też osobliwą estetyką. Niguny to pieśni grupowe, nucone bez słów, chasydzi wierzyli bowiem, że słowa ograniczają moc melodii. Szamburski i Górczyński nie pierwszy raz czerpią z muzyki żydowskiej – zagłębiali ją w Cukunft i Ircha Clarinet Quartet, w tym drugim lekko o temat nigunów zahaczając. Tyle, że kiedy robią to jako Bastarda, ich stylu – bo jeśli ktoś nie był przekonany to ta płyta rysuje go wyraźnie – nie da się pomylić. Filtrują chasydzką tradycję przez swoje mroczne, ciężkie brzmienie, niepozbawione jednak specyficznego liryzmu. Jeszcze otwierający album barokowy „Emes” z genialnym solo Pokrzywińskiego przykuwa uwagę funeralnym nastrojem niczym materiał na Ars moriendi, ale „Meme” cechuje uliczna frywolność, bliska stylistyce Cukunft, zwłaszcza gdy Szamburski wygrywa przecudne partie na swoim instrumencie. „Leyaakov” brzmi lirycznie, „Achar” ma trochę marszowy charakter, z kolei „Kulom” wyróżniają melodyjne, ale też ciężkie pociągnięcia na basówce i wiolonczeli, które Szamburski przecina wysokimi tonami. Wszystko oszczędnie, sumiennie, bo nikomu się tu nie spieszy. W nigunach zaczerpniętych ze spuścizny dynastii Modrzyc spod Dęblina i zbiorów Moshe Bieregowskiego jest cały wachlarz nastrojów, ale Bastarda filtruje je przez swoje brzmienie: sakralne, dostojne, wynurzając się powoli z mroki, na granicy życia i śmierci. Nawet wtedy, gdy Szamburski pieje na klarnecie w nostalgicznym „Mame”. Nie bez znaczenia jest fakt, że to koncert zarejestrowany podczas festiwalu Muzyka Wiary Muzyka Pokoju – Bastarda ma bowiem moc zagrania wszystkiego na raz, na żywo. Oczami wyobraźni widzę, jak mogliby Nigunim grać w półmroku, przy ognisku albo w mrocznej jaskini, walcząc z przeszywającą ciszą. Wypluwając tę muzykę, żeby rezonowała i wybrzmiewała. Moc nigunów z charakterystycznym wokalnym zawodzeniem słychać w przedostatnim na płycie „Modzitzer”, ale jeszcze lepiej w finale, w którym – jak to na płytach tego zespołu – pojawia się gość. Chór Grochów wplatając w ten ciężar i mrok ludzki pierwiastek pokazuje, że na końcu jest światło, a więc i nadzieja.

Niguny tworzono na bazie świeckich melodii, marszów albo ludowych utworów, nadając im sakralny charakter. Batarda zachowuje go z charakterystyczną dla siebie swadą grając dostojnie i poważnie. Szamburski, Górczyński i Pokrzywiński wiodą przez swój świat z namaszczeniem, daleko od profanum, zachowują narracyjny potencjał nigunów. Najważniejsze jednak, że emocjonalny ładunek tej ponadczasowej muzyki pokazują w sposób, którego nie da się już pomylić z kim innym. 

Bastarda, Nigunin, Multikulti