Telewizyjny sylwester i film o Zenku Martyniuku przypomniały w Polsce (po raz kolejny) o disco polo. Muzyka i całe zjawisko wokół niej, które w dobrym tonie jest krytykować z wyższością i pogardą, albo wpadać w przerażenie, bo słuchają jej masy, zyskała jednak ciekawe opracowanie w postaci książki Polski bajer Moniki Borys, która przygląda się temu zjawisku dogłębnie i z odpowiednim dystansem.

Trudno pozbyć się wrażenia, że kolejne artykuły w mediach mają na celu deprecjonowanie roli disco polo w kształtowaniu polskiej tożsamości po 1989 roku. Negatywna postawa oceniająca jest niemal tak sama jak samozachwyt Balcerowicz, który podczas kolejnych debat we własnych reformach nie jest w stanie dostrzec jakichkolwiek mankamentów. Oba te zjawiska z resztą – transformacja ustrojowa w latach 90. i rozkwit disco polo – idą ze sobą w parze.

Polski inteligent widzi wiejski plebs, który bawi się do prymitywnej muzyki zamiast słuchać Chopina albo chociaż jazzu. I chciałaby, żeby było jak w latach 70., kiedy na piedestał wynoszono ambitne filmy i polską literaturę. Dla niego disco polo wszystko zepsuło, i tak jak w licznych tekstach w latach 90. upomina się o „normalną rozrywkę”, bo nie może przeboleć, że mają Polacy słowiańską duszę, która łaknie melodii. A tę oferuje właśnie disco polo. Ciężko nie dziwić się, że inteligent nie dostrzega też oddolnego potencjału tej muzyki, który odpowiada na potrzeby ucieczki wielu ludzi z szarej rzeczywistości. A tę daje zarówno „Mydełko Fa” jak i „Ona Tańczy dla mnie”, które zna każdy. Chociaż oczywiście „nikt tego nie słucha”. To, że Martyniuk, Boys czy niegdyś Bayer Full osiągnęli taki pułap rozpoznawalności, świadczy tylko o tym, że trafili z muzyką w gusta mas. I to nie kwestia promowania ich twórczości przez telewizję publiczną. Rządzący nią tylko rozpoznają istniejące wyobrażenia, odwołują się do nich i je wzmacniają. Tak jak działa cała „dobra zmiana” w sferze kultury, co trafnie opisała w swoim raporcie Iwona Kurz.

Wystawa Disco Relax, Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie.

Okoniem do popularności disco-polo staje chociażby redakcja Gazety Wyborczej, która nie dość że rokrocznie nabija się z telewizyjnych sylwestrów to nawet zaprasza specjalistów od kultury wysokiej (ich kompetencji w tej dziedzinie nie podważam) do oceny piosenek disco polo. Dostajemy oczywiście nabijanie się z ironią i wyższością, tak jak inteligent lubi. Bo czy naprawdę aż tak dziwne jest, że ten nurt jest zdominowany przez rymy częstochowskie? Albo że najlepszym przepisem na teksty jest wykorzystanie popularnego powiedzenia? W przypadku disco polo zasługuje to na ostracyzm, ale kiedy polski pop serwuje takie zmory jako „Do tanga trzeba dwojga” Budki Suflera czy „Bo tutaj jest, jak jest” duetu Kukiz/Borysewicz, inteligent przechodzi z tym do porządku dziennego. Na ratunek przychodzi mu Jan Klata, który zwraca uwagę, że disco polo bywa nostalgiczne. „Przez twe oczy zielone” przypomina mu lata 80. oraz italo-disco z dzieciństwa, a „Jak do tego doszło, nie wiem” kojarzy się z szansonistami 20-lecia międzywojennego. Rzuca tym samym Klata inteligentowi rękawicę – czy ten ją podniesie i zmierzy się ze spojrzeniem na disco polo w nowy sposób?

Może inteligent zagłębić się w lekturę książki Polski Bajer Moniki Borys – jej lektura działa jak książka Arlie Russell Hochschild Obcy we własnym kraju. Gniew i żal amerykańskiej prawicy, która odkryła trochę na nowo tożsamość mieszkańcach Południa Stanów Zjednoczonych. Albo jak Olga Drenda w książce Wyrobyprzygląda się przydomowym samoróbkom i oddolnym inicjatywom (odświeżająca jest z resztą ich wspólna rozmowa o disco polo na łamach Dwutygodnika). Borys pisze bez poczucia wyższości i z autentyczną ciekawością. Ma z resztą disco polo z wyrobami, o których pisze Drenda, sporo wspólnego – powstało oddolnie, jest swojskie, trochę przaśne, ale nasze, polskie i pokazuje jak z niczego wykreować lepszy świat. To zupełnie inna narracja o fenomenie „soundtracku” polskiej transformacji lat 90.: bez protekcjonalizmu i pogardy, raczej z fascynacją, owocem czego jest intrygująca analiza. 

Borys przygląda się rodowodowi disco-polo, jego związkom z polityką, ale też z egzotyką, co świetnie pokazują teledyski, które przywołuje. Już na wstępie zastanawia się, dlaczego inteligencja tak boi się disco polo – z czym świetnie koresponduje ostatni rozdział „Prześnione disco”, w którym nawiązuje do Prześnionej Rewolucji Andrzeje Ledera. Dalej autorka wspomina zakusy na Chiny zespołu Bayer Full, przy okazji rozwiązując tytuł książki, tego czym disco polo jest: bajerem, czymś fajnym, egzotycznym i błyszczącym. Na full, czymś, co szarą codzienność ubarwi. Na co oczywiście inteligent patrzy z obrzydzeniem. Pewnie jak na kasety, które w połowie lat 90. można było kupić na polskich rynkach – zamiast winyli z serii Polish Jazz i nagrań Warszawskiej Jesieni – z przeglądem wszystkich hitów, samoróbki, nielegalne, tworzone oddolnie.

Borys w Polskim Bajerze opisuje dyskoteki, marzenie o lepszych światach autorów piosenek, ale też ich słuchaczy, tych którzy na efekty transformacji ustrojowej się nie załapali. Wskazuje też na echa transformacji, które znalazły odzwierciedlenie w piosenkach disco-polowców czy feministyczne zakusy przypisywane niektórym disco-polowczyniom. Świetna jest część o utworach Shazzy, która poruszała temat denominacji w piosence „Miłość i zdrada”, w której teledysku pojawiły się banknoty i hasło „proletariusze wszystkich krajów łączcie się” albo „proletariusze przepraszam” (nobliści, chłopi, kapitaliści, postacie z banknotów). Z drugiej strony było „Bierz, co chcesz” o miłości i „Egipskie noce” – marzenie o innym świecie i rzeczywistości. Shazza z resztą miała szansę przebić bańkę disco-polo i przeskoczyć do mainstreamu grając przed Michaelem Jacksonem na koncercie w Bemowie w 1996 roku, do czego niestety nie doszło. Ale przecież cztery lata wcześniej na XXIX Krajowy Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu zaproszono Jauntix – był więc moment na pogodzenie się z disco polo, ale przepadł niezauważenie. Można w pewnym sensie pokusić się o określenie tej muzyki, czy szerzej zjawiska, jako kontrkulturowego – wyrasta w końcu oddolnie, trochę w opozycji do obowiązujących kanonów. No i znajduje swoje miejsce w gettach, gdzie najchętniej widziałby ją inteligent. Teoretycznie w małych miejscowościach na Wschodzie i Południu Polski, ale de facto disco-polo słucha o wiele więcej osób wzdłuż i wszerz całej Polski, chociaż nie wszyscy chętnie się do tego przyznają. Bo jest nie tylko stosunkowo prosta i bezpośrednia muzyka, ale też czasem wulgarna albo i seksistowska. I znów: inteligent oburza się, kiedy słyszy tekst piosenki „Kakao” zespołu Ekstazy, ale zapomina, że nastolatki na YouTube słuchają „Kręć dupą, suko”.

Borys krok po kroku ukazuje wszystkie elementy układanki disco polo – osadza je w kontekście społecznym, muzycznym i gospodarczym. Dla inteligenta może jest to inna rzeczywistość, nad którą jednak warto się pochylić, zwłaszcza dlatego, że to rzeczywistość równoległa dla jego świata, a autorka potrafi nią sufestywnie opisać. Nie jest to badanie naukowe, raczej perspektywa dziennikarska, dzięki czemu nie nuży i rzeczowo przedstawia wiele aspektów epopei pod tytułem „Disco polo a sprawa polska” (na jej okładkę proponowałbym mem obok).

Uzupełnieniem lektury jest skromna, ale intrygująca wystawa „Disco Relaks” w Muzeum Etnograficznym w Warszawie, współkuratorowana przez Borys z Bartoszem Wójcikiem. Rozwija ona wątki poruszone w książce i pokazuje w zmultiplikowanej formie – z wideo, zdjęciami i archiwalnymi gazetami lub płytami. Disco polo jest tam kwintesencją polskości, co widać idealnie w teledysku do „Wszyscy Polacy to jedna rodzina” (łącznie widziało go pół miliarda osób) ze zmontowanymi polskimi pielgrzymkami, Lechem Wałęsą w stoczni, koncertem Bayer Full, ale też obradami Okrągłego Stołu czy protestami w latach 80. Ta piosenka ujawnia z resztą wspólnotowy potencjał gatunku, udzielając kolejnej odpowiedzi na to, czemu jest tak popularny – w nowej rzeczywistości gospodarczej i społecznej to łącznik między rzeczywistością a przysłowiowym lepszym jutrem, autoterapia, ale i patriotyczny song w wersji pop. Inteligent może nadal tym pogardzać, ale nie ukryje przed nikim, że zna ten tekst. Bo kto nie zna? 

Inteligent drze przysłowiowego łacha z disco polo, ale zapomina, że miejskie sylwestry, które nie zapraszają tuz tego gatunku, jakością nie grzeszą. I tu również Borys wychodzi naprzeciw, bo zwraca uwagę na gros reprezentantów gatunku, którzy muzycznie mają pomysły na tyle ciekawe, że można by usytuować ich w alternatywnie a nie kiczowatym mainstreamie. Na wystawie dopełnia to część o współczesnych odpowiedziach na disco-polo: działania Polonia Disco, Polish Diwa czy Gangu Śródmieście mają zazwyczaj formę pastiszu, ale pokazują znaczenie kulturowej tożsamości tej muzyki.

Bo to w końcu disco-polo jest polską przaśną odpowiedzią na potrzebę zabawy przy czymś na kształt italo-disco, a z drugiej strony odwołuje się do skocznego charakteru polskich tańców. Media pewnie jeszcze nie raz o nim przypomną, raczej wykorzystując w kontekście politycznych zapożyczeń – przez telewizję publiczną do walki przeciw łże elitom, przez opozycję do pokazania jak marny gust Polaków kreuje polska telewizja. A inteligent znów zepchnie na margines jej społeczny, ale też estetyczny aspekt. Polski bajer krok po kroku unaocznia jak ważny jest to element polskiej tożsamości. Dlatego warto po nią sięgnąć – niezależnie od tego jak wiele wody upłynie w Wiśle nim polski inteligent w końcu się z tym pogodzi.

PS. Hasło polski inteligent, a nie inteligentka pada nie przypadkowo. Większość tekstów, które przywołuje w książce Borys jest autorstwa mężczyzn. Kobiety wydają się być w ocenie disco-polo bardziej do przodu – jak autorka Polski Bajer, Olga Drenda czy Emilia Dłużewska, która frapująco opisała historię i specyfikę Martyniuka.

Monika Borys, Polski bajer, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2019

Wystawa Disco Relax w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie, kuratorowana przez Bartosza Wójcika i Monikę Borys potrwa do 30 kwietnia 2020.