Wojciech Rusin to człowiek renesansu na miarę XXI wieku. W tym roku wydał dwa albumy, na których pokazuje swój kompozytorski geniusz i wielowątkowe inspiracje.

>>Read in English<<

Interesujecie się muzyką, a to nazwisko wcześniej nie obiło się wam o uszy? Wojciech Rusin, który tworzy muzykę od kilku lat, w Polsce wciąż jest niedostrzegany. Jego najnowszy album zauważył jedynie Bartosz Nowicki na łamach Gazety Magnetofonowej. A powodów do zwrócenia uwagi, na to co robi, od wielu lat nie brakuje: świetne wydawnictwo pod szyldem Katapulto Animalia, wydane nakładem Sangoplasmo z 2011 roku, na którym stworzył pięć nagrań w pięciu różnych językach o pięciu różnych zwierzętach czy Powerflex z katalogu Olde English Spelling Bee z 2015 roku. Nie ukrywam, że od czasu tego ostatniego czekałem na jego kolejny krok i w tym roku doczekałem się z nawiązką. Co nie znaczy, że Rusin próżnował – stale tworzył muzykę do teatru i instalacji (ile tego jest, można zobaczyć na jego stronie internetowej). Z resztą The Funnelto efekt jego projektu przygotowanego dla festiwalu Radiophrenia, zajmującego się słuchowiskami i sound-artem. Tyle że ta złożona płyta świetnie funkcjonuje całkowicie autonomicznie, bo muzyk doskonale bawi się różnymi estetykami, które ze sobą oryginalnie zestawia. Otwierający „Paolo’s Dream” to popis wykorzystania autotune, który zyskuje dostojny i chóralny wymiar. Barytonowe „Salvaion” kontrastuje z „First Encounter”, przypominającym ścieżkę dźwiękową horroru rozgrywającego się w kotłowni, który kontrapunktują zabrudzone noisem partie skrzypiec w „Transmutation”. Kulminacją jest „Cycklops” – fantastycznie rozplanowana w stereo podróż przez dźwięk, muzyczny mrok, industrial i fragmenty muzyki konkretnej, które tworzą przejmującą opowieść.

To album barokowy, pełen przepychu – klasyka przeplata się tu z kameralistyką, gęsty groove z okultystycznymi tekstami i nabożnymi pieśniami, za chwilę przykrytymi muzyką konkretną. Można to potraktować jako słuchowisko, ale muzyk błyskotliwie czerpie z wielu źródeł, tworząc własną wyimaginowaną rzeczywistość. Kluczowe, że nie odgrzewa pomysłów, ale w tym postmodernistycznym kolażu świetnie się porusza i ze swadą bada dźwięk. Chóralne wokale, nagrania terenowe, folkowe melodie, hałaśliwe polifonie – to wszystko naturalnie się ze sobą komponuje, a The Funnel wciąga jak wielowątkowa (albo i wielokanałowa) opowieść.

Z kolei jako Obsidian Teeth swój elektroniczno-mistyczny świat pokazuje z innej perspektywy. Pod wymownym, papieskim tytułem Pius Rebus, mroczny dub podlewa sonicznymi eksperymentami i średniowiecznym brzmieniem. Jest w tym trochę futuryzmu, ale i przewrotności, kiedy kompozycje zyskują staroświecki i poważny nastrój. W porównaniu do The Funnelten album jest bardziej zelektryfikowany, ustrukturyzowany w muzyczne piosenki, co uspójnia narrację i buduje sugestywną dramaturgię. To osobliwa okultystyczna wizja muzyki klubowej o zacięciu eksperymentalnym, zanurzonej w dub albo grime z przedrostkami post (kapitalny „Mud”). Z takimi kontrastami jak średniowieczne brzmienie instrumentów dętych splecione z metalicznym industrialem w „Tubular Body” albo syntezatorowymi melodiami i prostymi syntetycznymi bitami w „Arabic Tunes”. Świetnie się to wszystko zazębia i to kolejny przykład na to, jak szeroka paleta inspiracji może dać rezultat przemyślany, wielowątkowy, ale też spójny. Rusin to artysta nietuzinkowy, a te dwa albumy są popisem kompozytorskim, pęcznieją od pomysłów. Więc jeśli wcześniej o nim nie słyszeliście, pora nadrobić zaległości.

Wojtek Rusin, The Funnel, Akashic Records
Obsidian Teeth, Pius Rebus, Ceramics