„Wielkie” zespoły grają zarówno za stawki jak i za bilety. Niektóre nawet za stawki i za procent z biletów. A młode, nikomu nieznane formacje? Fajnie, jeśli dostaną zwrot kosztów za transport i jakiś nocleg, ale nie przesadzajmy z rozckliwianiem się nad ciężkim losem grania „za darmo”. To naturalne sito wolnego rynku – twierdzi Magdalena Stasiak, długoletnia współpracownica agencji koncertowej Smile Reprezent, a obecnie managerka zespołu Bubble Chamber. To kolejny głos w dyskusji „Jak organizować koncerty?”

Magdalena Stasiak, manager zespołu Bubble Chamber

Mam do tematu organizowania koncertów stosunek ambiwalentny. W ciągu ostatnich 10 lat pracy „w trójmiejskiej rozrywce”, oprócz tego, że nie posiadam własnej knajpy, stałam zarówno wśród organizatorów, promotorów, producentów jak i managerów młodych artystów. I tak na dobrą sprawę popadłam w showbiznesową schizofrenię.

Okiem organizatora. Najpierw należałoby zacząć od sprecyzowania czym są „młode kapele” – czy to te, w których skład wchodzi banda nieprzygotowanych do sceny dzieciaków, które postanowiły zostać gwiazdami. Z drugiej strony „nowym projektem” może być grupa muzyków z wieloletnim stażem. Bo tu się rozbija o promocję i profesjonalizm.

Rozbawić was do łez może, gdy menadżerka X „takiego sobie” zespołu żąda kwoty liczonej w tysiącach, biletów za kilkadziesiąt złotych, na występ, na który „na oko” przyjdzie może 30 osób. Nie trzeba organizować koncertów, by wyobrazić sobie podirytowanie, gdy banda dwudziestolatków bez ogłady, podstawowej znajomości zasad scenicznych oraz bez umiejętności szybkiego montażu i demontażu własnego sprzętu, chce zostać Supportem. Na koncert przychodzi tłum ludzi, którzy nie chcą supportu tylko Gwiazdę, Gwiazda ma swoje wymysły, wszędzie nerwy i stres, a tu jeszcze wannabes na scenie. Czyż nie jest to marzenie każdego organizatora? A kogo nie drażnią tłumy nabzdyczonych lokalnych celebrytów, którzy mają pretensję do wszystkich o to, że nie płaci się im za koncerty? Nie płaci się, bo ludzie mają ograniczoną chęć słuchania kolejnego brit-pop-indie-goa-trashowego rocka, a każdy przytomny organizator woli za te pieniądze dodrukować ulotek. Lub zapłacić ZUS.

Okiem managera. „Wielkie” zespoły grają zarówno za stawki jak i za bilety. Niektóre nawet za stawki i za procent z biletów. A młode, nikomu nieznane zespoły? Fajnie, jeśli dostaniesz zwrot kosztów za transport i jakiś nocleg, ale nie przesadzajmy z tym rozckliwianiem się nad ciężkim losem grania „za darmo”. Jest to naturalne sito wolnego rynku, z którym należy się liczyć wchodząc do branży. Jakby nie było – jest to biznes. A każdy zespół jest małym przedsiębiorstwem. I tak jak mówią prawa rynku – trzeba najpierw zainwestować, żeby móc oczekiwać zwrotu z inwestycji. Jako ekonomista patrzę na organizację koncertów czy opiekę nad zespołami przez pryzmat cyfr. Oczywiście, zaraz rozlegnie się krzyk, że dobra muzyka powinna obronić się sama. Moi drodzy, żyjemy w XXI wieku, a za każdą wielką gwiazdą stoją producenci i koncerny. Tak, powoduje to oczywiście sytuację, kiedy na scenie mamy mnóstwo miernoty, za którą stoją pieniądze „taty”. Ale jako klient mamy możliwość nie kupić biletów, płyt czy też po prostu wyłączyć telewizor. Opieranie się na romantyzmie amerykańskich filmów z serii „od zera do gwiazdy rocka” to tak jakby założenie, że głównym sposobem pozyskiwania funduszy w przedsiębiorstwie będzie wygrywanie w lotto.

Oczywiście, że bardzo byśmy chcieli dostawać pieniądze za każdy koncert. I jako artysta i jako organizator. Jednak o ile prościej byłoby móc bez wahania wskazać na te „złe, złe kluby”, które nie kiwnęły palcem przy promocji, które robią wielką łaskę dając możliwość zagrania u siebie, które przed koncertem każą jeszcze zapłacić za „pożalsieboże” akustyka. Ale czasem byłoby to całkowicie niesprawiedliwe. Czasami zasłużone i aż się ciśnie na usta „Czarna Lista Polskich Klubów”. Ale parafrazując: „Nie wzywamy klubów do opamiętania się. Nie wierzymy w cuda.”

Koncerty z pasji? Po pierwsze – jeśli już zajmujesz się organizowaniem koncertów to głównym motorem napędowym jest pasja. Jest taka gorzka zasada, że na jeden super finansowo udany koncert, na czterech pozostałych tracisz. Tylko pasja do tej pracy pozwala Ci robić to dalej. To absolutnie syzyfowy kawałek chleba. Kiedyś przeczytałam wypowiedź, o tym, że chłopaczek chciał robić imprezy „niszowe” i żalił się Internetowi, że mu nie wychodzi, że on to robi z pasji do muzyki itd. Jeśli ciągle mu to nie wychodzi, to prawdopodobnie powinien zająć się czymś innym, bo robi to źle. To nie jest chleb dla wszystkich. Z pasji zrobiłabym koncert Rammstein, ale mnie na nich nie stać.

Jako Bubble Chamber od półtora roku istniejemy na scenie i wszystko przebiega zgodnie z naszym planem. Jest dobrze. Średnio co pół roku ustalamy kolejne kroki i cele do osiągnięcia, sporządzamy budżet, szacujemy ile możemy wydać na promocję, na sprzęt, ile musimy uzbierać na płytę czy sesję, a ile można wziąć za koncert. Pracujemy ciężko i konsekwentnie. Panowie nad muzyką, a ja nad użeraniem się z klubami, które „tylko za bilety plus akustyk”.

[Magdalena Stasiak]

—————————————————————————————————————————————————————————————————————————————

Czy normą jest ustalanie określonej stawki honorarium dla zespołu przed koncertem? Jak wygląda promocja koncertów w Trójmieście i współpraca ze sponsorami? W dziale „Odbicia” miała miejsce dyskusja, w której wypowiedzieli się właściciele klubów, animatorzy i przedstawiciele instytucji publicznych z Trójmiasta a także spoza tej metropolii.

[Fotografia u góry: Renata Dąbrowska]