Młoda scena jazzowa regularnie rośnie w siłę – podobnie jak legendarną serią Polish Jazz, która wydaje arcyciekawe płyty twórców młodego pokolenia. Na jazz z różnych perspektyw patrzą Kuba Więcek Trio, Jerry & The Pelican System i EABS.

>>>Read in English<<<

O progresji i krzywej rosnącej polskiego jazzu można pisać elaboraty. O odświeżeniu serii Polish Jazz powoli też – Kuba Więcek przed dwoma laty został w niej najmłodszym debiutantem i otworzył sukcesywnie nowy rozdział. Kolejne są pisane nie tylko pod tym szyldem. Pod koniec drugiej dekady XXI wieku młoda scena jazzowa w Polsce błyszczy pomysłowością: od improwizowanego środowiska warszawskiej sceny zgromadzonej wokół (niegdyś) Eufemii, gdańskiej Alpaki z Algorhytm na czele, wyczynach Kamila Piotrowicza (miejcie na uwadze Howard Records, gdzie za chwile ukażą się jego kolejne płyty!), Tomasza Chyły, Pimpono Ensemble czy jazzowego pogranicza w postaci chociażby Polmuz. Pokolenie obecnych 20–30 latków czerpie z doświadczeń ze świata, inaczej odnosi się do współczesności i to stawia ich w zupełnie innym punkcie startu niż ich starszych kolegów z Miłości, Pink Freud czy Lado ABC. Odwołują się do rodzimej tradycji, ale bez napinki, jeśli buntują, to przeciw formie i skostniałym ramom gatunku (które dzięki nim samym skostniałe już przestają być). Nie bez znaczenia jest też hasło “Polish Jazz” – seria Polskich Nagrań istniejąca od połowy lat 60. tkwiła w zastoju niemal trzy dekady, co – kiedy prawa przejął Warner Music – przełamał Więcek z wydanym dwa lata temu Another Raindrop (od razu zgarniając Fryderyka za debiut). Więc nabijanie się z tego hasła przez Lounge Ryszards jest już raczej passé. A nowe płyty Kuba Więcek Trio, Jerry & The Pelican System i EABS pozwalają po raz kolejny przyjrzeć się temu, jaki jest najmłodszy jazz i do czego pretenduje.

Wspomniany już kilkakrotnie Więcek, który ma za sobą studia w Amsterdamie i Kopenhadze, a po drodze uczył się m.in. u Steve’a Lehmana, na swojej najnowszej płycie ma w sobie bezczelność i żywiołowość, która przypomina mi trochę Shabakę Hutchingsa, chociaż ich muzyczny rodowód jest inny. Członek sekstetów Franciszka Pospieszalskiego i Kamila Piotrowicza, od pierwszych minut prowadzi album pulsujący, pełen zwrotów akcji, ożywczy, bazując na rytmie i frapującej żonglerce pomysłami. Another Raindrop zarejestrowano na setkę, Multitastking to ciężka praca w postprodukcji (podobnie zrobił Algorhythm na Termomix) na bazie materiału stworzonego z Michałem Brańskim i Łukaszem Żytą. Brzmienie to jedno, poszerzone instrumentarium to drugie: jest miejsce na syntezatory, cymbałki, czuć bardziej zelektryfikowane brzmienie. Nie tylko akustyczne, czasem jakby zaprogramowane, ale nie zmechanizowane, co świetnie słychać w „Jazz Robots”, gdzie ta pulsacja, oparta na saksofonie, a nie perkusji, błyszczy brawurowo. Więcek polski jazz przeplata geografią świata, którego zdaje się być obywatelem – podróżuje z zespołami po różnych kontynentach i te inspiracje przedstawia na albumie. Zawadiacko brzmią zelektryfikowane „Tacos in LA”, lekko orientalnie „Jazz Masala” – wzbogacona o technikę rytmicznego śpiewu Konnakol, wywodzącego się z muzyki karnatyckiej – czy podbity w post produkcji utwór tytułowy, wspaniały finał. Oddech na płycie zapewnia liryczny i delikatny „Eden”, a rozwija go „Wspomnienie starego kowala i jego los” z grą na dzwoneczkach Michała Barańskiego, co wydaje się być na koniec poddane elektronicznym zniekształceniom. Muzycy malują barwny obraz inspiracji, które potrafią ubrać w sugestywne i złożone formy, jednocześnie krótkie i treściwe, często wręcz „singlowe” bo zamykają się w 3-4 minutach. Zachwyca konstrukcja płyty, która utrzymuje w napięciu od samego początku do końca – z jednej strony nie ma tu przesytu pomysłów, z drugiej jest balans pomiędzy muzykami; saksofonista zachęca pozostałą dwójkę do ról pierwszoplanowych. Ot, tytułowa wielozadaniowość: złożona gra, baza pomysłów i inspiracji, dopracowana produkcja i fantastyczne, klarowne brzmienie. Intensywna, wibrująca i świeża płyta.

Drugi lider, który też nie pompuje swojego ego to Jerzy Mączyński. Dwudziestoczterolatek – uczył się we Wrocławiu, Odense i Walencji, grał już w P.E. Quartet – inspiracje czerpie z muzyki ludowej, elektroniki, rockowego groove’u, a nawet zahacza o muzykę karnatycką. W Jerry & The Pelican System zebrał muzyków z różnych scen, którzy dobrze czują się w muzyce rockowej, elektronicznej czy też jazzowej w takich składach jak Franciszek Pospieszalski Sextet i Entropia Ensemble. Ich doświadczenie ma wpływ na brzmienie albumu, chociaż autorem kompozycji jest lider. Tak jak jego kolega po fachu, Mączyński wyciąga to, co najciekawsze z reszty składu (chociaż nie jest to już tak mocno uwypuklone): akustyczne brzmienie dęciaków zestawia z korgowym groovem, perkusja Wiktorii Jakubowskiej często ma rockowo-soulowy posmak, jest też miejsce na liryczne wyprawy Marcela Balińskiego na fortepianie. Zespół dwukrotnie serwuje trzy częściowe suity, które trwają ponad 10 minut, ale zachowując balans nastrojowości i dynamiki. Takie „Peeace Off” brzmi subtelnie na początku, trochę słodzi w drugiej części, a w finale jest bardzo ogniste. Z jednej strony pociąga mnie ta różnorodność – frapujące detale jak gęsty syntezatorowy bas zamiast fortepianu, subtelna sekcja rytmiczna na elektronicznych padach, frywolne partie na klawiszach czy delikatna gra z ciszą jak w „Zoża hej” – ale odczuwam przesyt. Na trwającym niemal siedemdziesiąt minut albumie (sic!) młody saksofonista chce złapać zbyt wiele srok za ogon. Niektóre utwory porywają zawadiackim klimatem albo liryzmem, ale gubią się trochę w gąszczu wszystkich pomysłów i nagromadzonych tematów. Chociaż to album ciekawy, w wielu miejscach brakuje mu charakteru, a może nawet kierunku. Nie do końca czytelne jest to jaki Pelikan chce być – ta młodzieńcza porywczość musi się mocniej ukształtować.

Jeśli Więcek i Mączyński są obywatelami świata, EABS (skrót od wrocławskiego cyklu muzycznych spotkań Electro–Acoustic Beat Sessions) w prostej linii bliżej do soulu i hip–hopu niż jazzu, chociaż do tego ostatniego chcą wejść inną ścieżką. Słychać to było na debiutanckim Repetitions, gdzie na warsztat wzięli mniej znane utwory Krzysztofa Komedy, inspirując się Kamashi Washingtonem i podając je w elektroniczno–hophopowej formie. Tam fundament był czytelny, na Slavic Spirits to autorskie kompozycje, w których podwaliny stanowi rytmiczna sekcja duetu Paweł Stachowiak (bas) – Marcin Rak (perkusja). Nawet jeśli muzycy sięgają po jazzowe instrumentarium to metodologii jest więcej z hip–hopu – sam Tenderlonius, który pojawia się gościnnie na płycie, bliżej ma do elektroniki niż jazzu (vide jego nowy album „Hard rain”). W obszernym eseju, dodatku do płyty w wersji deluxe, czytam o tropach słowiańskiej melancholii zespołu, które sięgają i Stańki i Niemena i zespołu Księżyc. Ale Slavic Spirits nie dotyka jej tak głęboko jak dzieje się to przykładowo na Enigmatic, Balladynie czy Księżycu. Repetitions – jak wskazuje tytuł – bazowało na powtórzeniach charakterystycznych dla techniki samplowania (mimo, że granych przez zespół na żywo) i ciężko im od tego kierunku uciec; bliżej tu bardziej do odległych już w czasie nu–jazzowych kierunków Ninja Tune, J–Dilla niż Roberta Glaspera czy uduchowionego jazzu Kamashiego Washingtona, jak chciałby septet. EABS w temacie słowiańskości nie odkrywa niestety Ameryki, częściej zręcznie ogrywa to marketingowo i konfekcyjną filozofią dla wielkomiejskiego, niezbyt zaznajomionego z jazzem słuchacza, który wcześniej siedział w hip–hopie i elektronice, a teraz przekonał się do zespołu z trąbką i saksofonem w składzie. W natłoku uniesień kolejnych motywów, brakuje mi na Slavic Spirits konsekwencji w prowadzeniu narracji, łamaniu schematów bardziej niż podążania prostymi kalkami w stylu: solo–gra zespołowa, intro–rozwinięcie, oczekiwanie–uniesienie. To raczej wciąż laboratorium i eksperymenty, na które trzeba jeszcze czasu. EABS wydają się pchać do czołówki peletonu w młodym polskim jazzie, ale, po pierwsze, do tego co najciekawsze w tej materii dosyć im daleko, po drugie konkurencja prze do przodu i zaskakują, o czym pisałem na początku. Technicznie, aranżacyjnie i produkcyjnie. Bartek Chaciński wieści, że gdyby płyta ukazała się w serii Polish Jazz, od razu znalazłaby się w TOP 10 serii. Znajdzie się dziesiątka innych zespołów, które bardziej zasługują na to miejsce – z resztą wskazał je sam EABS.

Kuba Więcek Trio, Multitasking, Polish Jazz/Warner Music
SŁUCHAJ: 🎶 Spotify 🎶 Tidal 🎶 Deezer 🎶 Apple

Jerzy Mączyński, Jerry & The Pelican System, Polish Jazz/Warner Music
SŁUCHAJ: 🎶 Spotify 🎶 Tidal 🎶 Deezer 🎶 Apple

EABS, Slavic Spirits, Astigmatic
SŁUCHAJ: 🎶 Spotify 🎶 Tidal 🎶 Deezer 🎶 Apple 🎶 Bandcamp