Nagrania Calineczki są intrygującym zjawiskiem zarówno z perspektywy sound-artu, jak i muzyki – rezonującym w przestrzeni, ale też oddziałującym na ciało człowieka.

>>>Read in english<<<

Nagrania Michała Stańczyka pod szyldem Calineczka (opisywałem je już wcześniej) charakteryzuje czas trwania. Nośnikiem, pozwalającym do granic wykorzystać ten czas, jest kaseta magnetofonowa – i to w tej formie ukazały się jego dwa najnowsze albumy. Kompozycje do tego stopnia rozciągnięte w czasie to rzadkość, chociaż wyjątki się zdarzają.

Stańczyk nagrywa na syntezatorze modularnym w bardzo kompaktowej wersji. Jego spojrzenie na drone music jest zredukowane i bardzo oszczędne, a jednocześnie sugestywne i wymowne w formie. Sam przyznaje, że te długotrwałe dźwięki, w których najważniejsza jest harmonia powstała przy graniu jednej nuty przez cały utwór, są ważne. Do tego stopnia że użył przy zakładaniu nowego labelu użył nazwę Important Drone Records, puszczając oko do istniejących już na rynku imprintów.

What Is Music And What Should It Be składa się z dwóch utworów, z których każdy trwa trzy kwadranse. Oba są bardzo gęste i z właściwym nagłośnieniem spełniają funkcję rzeźby dźwiękowej, specyficznego sound-artu, który w odpowiednich warunkach akustycznych fizycznie zawłaszcza przestrzeń, wypełniając ją dźwiękiem. „(obverse)” to narastająca, jednostajna magma muzyczna, która w finale się rozmywa, z kolei „(reverse)” rezonuje i sprawia wrażenie falowania, dźwiękowego pulsującego masażu. Chociaż pozornie brzmi prosto, jak rzężący wypięty kabel, właśnie czas trwania, jego natężenie i niski ton działają bardzo sugestywnie. Tym bardziej dlatego, że z każdą minutą dźwięk zmienia się – im dalej w „(obverse)”, tym bardziej dron zdaje się ulegać większemu rozszczepieniu.

Jest też drugi album, The City Behind the Fence, który w strukturze wydaje się bardziej tradycyjny. W pierwszej części to jednostajne dronowe wybrzmiewanie na pierwszym planie oraz soniczny szum w tle – coś, co uległo zniekształceniu. Może to właśnie tytułowe miasto w oddali za płotem, którego sonicznie ucho nie potrafi w pełni zidentyfikować? W 11. minucie pojawia się druga warstwa basowego brzmienia, która dwie minuty później zanika i zmienia się w lekko rozedrganą mgiełkę. Całość narasta i pęcznieje, a kilka minut przed końcem wycisza się, powracając do brzmienia z początku. „II” jest prostszy w formie i zmienia się bardziej horyzontalnie – dźwięk stopniowo staje się coraz rzadszy i metaliczny, aż ulega całkowitej metamorfozie. Z ciekawości porównuję wygląd fal dźwiękowych nagrań Calineczki w Audacity – przyjmują psychodeliczne kształty (w największym stopniu „II” – polecam zobaczyć).

Słuchałem tych utworów w całości kilkakrotnie i w trakcie tej czynności miałem częste poczucie zmiany nastroju, pewnego otumanienia czy letargu. Długość dronu ma tu znaczenie, wpływa na percepcję, ale i na samopoczucie. Nie wiem, czy te długie drony działają tak tylko na mnie, ale pamiętając, jak często soniczna broń bywa wykorzystywana na wiele sposobów (od działań w Guantanamo po urządzenie Mosquito do rozpraszania młodzieżowych gangów, które emituje dźwięki słyszalne tylko poniżej 20. roku życia), znalazłem sporo informacji o tym jak dźwięk może być e-narkotykiem. To muzyka dostępna w sieci (przez Youtube lub program I-Doser), która synchronizując półkule mózgowe, aby wprowadzić słuchacza w stany podobne do tych, które osiąga się po zażyciu substancji psychoaktywnych. Wykorzystuje przy tym zjawisko obuusznego dudnienia (binaural beats), które w latach 30. XVIII wieku odkrył niemiecki fizyk Heinrich Wilhelm. Za jego sprawą do każdego ucha trafiają dźwięki nieznacznie różniące się częstotliwościami, przez co finalnie słyszymy efekt różnicy między nimi – ten, który oddziałuje na nasz aparat słuchowy, a w rezultacie układ nerwowy. Czy faktycznie może być wykorzystywany jak narkotyki? Istnieją nawet pliki dźwiękowe o nazwie „Cocaine”, „LSD” czy „Marihuana”, ale warto przy ich ocenie zachować zdrowy dystans, tym bardziej, że niektóre brzmią strasznie kiczowato.

Nagrania Calineczki są intrygującym zjawiskiem rezonującym w przestrzeni, ale też oddziałującym na ciało człowieka (przekonałem się o tym podczas jego koncertu w Kolonii Artystów). Być może to nowy sposób na to by „dać się ponieść”, tym bardziej, że to muzyka, która wymaga skupienia i czasu. Czy zadziała jak LSD? Nie przesadzałbym w prorokowaniu efektu „purple haze” (albo i „Purple Haze”), ale zarówno z perspektywy sound-artu, jak i muzyki warto ich posłuchać, bo to wyjątkowa i niecodzienna twórczość.

Calineczka What Is Music And What Should It Be, Important Drone Records / The City Behind The Fence, Park 70.

* chodzi oczywiście o drone music a nie latające drony.