ROD konsekwentnie od kilku lat buduje swój język muzyczny, który za punkt wyjścia traktuje muzykę drum’n’bass, a jednocześnie sięga go arsenał instrumentów ludowych. Zespół z Wejherowa przez trzy lata z rzędu wydawał epki, rzucające poszlaki na to, jaki mają pomysł na muzykę i co chcą powiedzieć. Każde z tych wydawnictw miało w sobie coś pociągającego – wokale, teksty, połączenie elektroniki i słowiańskich piszczałek czy innej maści instrumentów. Zespołów które czerpią z współczesności i tradycji jest sporo, by wymienić chociażby Kapelę ze Wsi Warszawa czy Village Kollektiv – nie dziwi więc, że i ROD trafił do Karrot Kommando, wytwórni, która albumy wyżej wymienionych składów wydaje.

„Lelum Polelum” zbiera doświadczenia muzyków, stanowiąc solidną i przemyślaną formę. Atakujący rytm przywołuje na myśl słowiańskie rytuały, a jego forma wywodząca się z dubstepu i d’n’b silnie wciąga w świat obrzędowości, która w połączeniu z piszczałkami czy okazjonalną lirą smyczkową zyskuje wyraziste i potężne brzmienie. Jednocześnie ROD nie jawi się jako zespół archaiczny i reprezentant cepeliady; nie przywołują przeszłości i nie próbują wskrzesić tradycji. Raczej grając swoją muzykę tu i teraz odwołują się zarówno do stylistyki najnowszej jak i słowiańskich korzeni – przez instrumentarium z jednej strony i przez teksty z drugiej. Brzmi to jednocześnie naturalnie, kiedy grupa młodych ludzi zwraca się ku historii i przeszłości, poszukuje korzeni, które zwłaszcza na Pomorzu są złożone:

Siedzi w nas pogaństwo
chodź tego nie wiecie
jak piękno
w podstarzałej kobiecie

To mantra z „Siedzi w nas”, co zdaje się być kluczem do odczytania „Lelum Polelum”. Tytuł oznacza osobę ślamazarną, nie zdecydowaną, bez własnego zdania – traktując ją jako punkt wyjścia ROD poszukuje tożsamości, która przecież w Wejherowie jest na wyciagnięcie ręki – w kaszubskich lasach, na plażach czy śladach po historii w miasteczkach i wsiach.

Syntezatorowe wstęgi przeplatają się tu z rozbudowanymi samplami perkusyjnymi, piszczałki z gęstą i wyrazistą linią basu, a na przedzie wysuwa się wokal Mieszka Weltrowskiego, który wprowadza kolejną perspektywę do muzyki ROD. Muzyki, która rezonuje w sercu Kaszub – pomiędzy rozszalałą dyskoteką, wąchaniem tabaki, kaszubskim alfabetem, regionalnymi haftami czy skansenem we Wdzydzach. We współczesnym mieście, ale z bagażem doświadczeń i wątpliwości co do tożsamości, na co świetnie wskazuje trochę rapowana „Pępowina”:

Ciągnę za sobą pępowinę kilometrami
plącząc się czasami między zabudowaniami
błądząc między ulic serpentynami
autobusowymi przystankami
rozgrzebanymi śmietnikami
dniami i nocami.

ROD do Kaszub bezpośrednio się nie odnosi, ale patrzy na ludowość i jej obrzędy w szerszym świetle, przez co nietrudno wiązać ich właśnie z tym regionem i jego tradycją. „Lelum Polelum” zderza właśnie je z życiem we współczesnym mieście czy wsi. Przez muzykę pyta o ich znaczenie, ale też po prostu zwraca na nie uwagę, podkreślając ich istotność, na co na drum’n’bassowych imprezach rzadko kiedy się pamięta. Kto wie, może ten album zwróci na to uwagę. Może też przez okładkę, na której widnieje jedna z gdańskich bram, której miejsca nie zdradzę, ale może to i dobry trop do odkrywania swoich korzeni?

ROD, Lelum Polelum, Karrot Kommando 2018.