O projekcie Poezja Kulturystyczna mówiło się od 2012 roku – wtedy to po raz pierwszy, podczas festiwalu Streetwaves i odbywającego się w ramach jego programu meczu piłkarskiego, odśpiewane zostały utwory kulturysty Janusza z Żabianki do muzyki artystów związanych z Nasiono Records. Projekt pęczniał i ewoluował, aż w końcu w 2017 roku ujrzał światło dzienne.

Pomysł jest ciekawy, w skrócie polega na grze słów „kultura” i „fizyczna”, a więc łączeniu gimnastyki i ćwiczeń fizycznych z kulturą. W efekcie dostajemy literackie wypociny (sic!) związane z kulturystyką, zaśpiewane przez trójmiejskich artystów. Utwory, które znalazły się na albumie, a także pojawiający się tu artyści, prezentują zróżnicowane spektrum – od elektroniki, przez post-rockowe mgiełki, od Joanny Knitter, na co dzień związanej z bluesem czy jazzem, przez Kiev Office, Klimt czy Rapera Orzecha, aż po Raya Dickatego i Tomka Gadeckiego. Kolejne kompozycje przedstawiają obrazy z siłowni czy wizje ćwiczących i marzenia o zdobywaniu sprawności fizycznej. Teksty są z jednej strony poważne i nastrojowe, ale z drugiej strony zyskują nieco ironiczną formę i trudno ich z przymrużeniem oka nie traktować. Gdzieś jednak coś zgrzyta, przez co Poezja Kulturystyczna niestety nie wypala.

Z jednej strony już łopatologicznie tłumaczące wszystko „Intro” z częstochowskimi rymami i próbą kanałów raczej odstrasza niż zachęca. Potem mariaż gatunkowy jest tak szeroki, że wszystko ze sobą się gryzie. Ciężka bitowa „Burza”, a zaraz po niej lekki „Cyrk”, który goni niby dyskotekowy (bo na dyskotece fanów by nie zdobył) „Nakład”. Za dużo tu pastiszu i zgrywy, a za mało pomysłowej realizacji. Bo kiedy za bardzo się zgrywasz to żart często może nie wypalić. Dlatego Poezja Kulturystyczna, mimo że ma genialne założenia, niestety jest niewypałem. Z potencjałem nawet na następcę płyty Kur „P.O.L.O.V.I.R.U.S.”, ale nie zrealizowanym.

Wydaje się, że im bardziej muzycy starają się być śmieszni czy ironiczni, tym bardziej im nie wychodzi. Natomiast wtedy, kiedy całość rozgrywa się jak najbardziej spontanicznie i nawet z niedopowiedzeniami – wtedy jest świetnie. Jak na piosenki popowe czy przeboje, produkcja jest tutaj zbyt toporna. Przykładowo „Rozpiska”, która jest recytacją zestawu ćwiczeń – nie jest ani zabawna ani ciekawa. Dubowa „Hanka i Hantle” o dylematach między tężyzną fizyczną, a erotycznych podbojach może i miałaby potencjał, ale Raper Joozef aka Władysław Zaporowski raperem pierwszej maści niestety nie jest, więc w pewnym momencie jest nie tylko mało zabawnie ale wręcz niesmacznie. Dla mnie najciekawsze na płycie są „Abeesy” – najmniej oczywiste, trochę poetyckie, a jednocześnie pozostawiające miejsce na niedopowiedzenie, dzięki czemu nie dostajemy tu od razu wszystkiego wyłożonego kawa na ławę.

Jesteśmy jednak przy ławie – pora przestać ją grzać i wracać na trening: poćwiczyć pisanie piosenek. Może bez mniejszej napinki się uda.

Poezja kulturystyczna, Projekt poezja kulturystyczna, Nasiono 2017.

Jakub Knera